W czasach PRL-u milicja była wykorzystywana do poprawnego działania aparatu partyjnego. Ale na szczęście nie tylko. Podstawową funkcją nadal było ochranianie obywateli i łapanie złoczyńców takich jak porywacze czy szantażyści.…
Spadające gwiazdy są piękne, o ile nie uderzą Cię w głowę. Kimi no na wa
3 kwietnia 2018Ona mieszka na wsi, on w mieście. Nie znają się, ale potrafią w niekontrolowany sposób zamieniać się swoimi ciałami. Sztampowy temat, ale pod reżyserią Makoto Shinkaia nie można oczekiwać słabego anime. Kimi no na wa nawet obok słabego nie stało!
Bohaterowie
Pierwszoplanowi bohaterowie to dziewczyna i chłopak, licealiści. Mitsuha jest córką burmistrza i mieszka w wiosce w pobliżu niewielkiego miasteczka na prowincji. Do tego jest wnuczką kapłanki shintou i pomaga jej w świątynnych obowiązkach. Widać tu rodzinne niesnaski pomiędzy tradycyjnym życiem a chęcią władzy. Drugi bohater to Taki, typowy mieszkaniec Tokio, który po zajęciach w szkole dorabia w restauracji. Nic ich nie łączy. No może poza tym, że od czasu do czasu zamieniają się ciałami. Jest to o tyle śmieszne, że mając swoją tożsamość seksualną nagle zostają wcieleni w inną płeć. Co robi Taki? To co zrobiłby każdy facet na jego miejscu – cieszy się z będących zawsze pod ręką piersi. A Mitsuha? W końcu może wypić kawę w prawdziwej kawiarni. Mitsuha i Taki muszą poznać nawzajem swoje życie, aby być w stanie względnie normalnie funkcjonować.
Fabuła
Kimi no na wa nie jest ani standardowym romansem z elementami fantasy, ani tym bardziej okruchami życia dwojga licealistów. To wielowątkowa opowieść o ponadczasowej przyjaźni, a nawet walki o życie. Choć kolejne wątki tak samo szybko się zaczynają, jak kończą, nie ma tu żadnego problemu z ich dopasowaniem. Nie są jakoś odkrywcze, ale to jeszcze bardziej przybliża do sytuacji bohaterów. To tak, jakby ktoś z nas mógł przeżyć podobne sytuacje. Szkoła, praca dorywcza, mieszkanie w wielkim czy prowincjonalnym mieście. To zdarza się każdemu. Zamiana miejscami? To coś, o czym czasem marzymy. By być kimś innym, choć na jeden dzień.
W zwykłe życia zmieniających się ciałami dzieciaków wpleciona jest jednak jeszcze niecodzienna historia. Oto raz na ponad tysiąc lat w pobliżu Ziemi przelatuje kometa Tiamat. Jej pojawienie się zbiega się z jesiennym festiwalem. To właśnie jej przelot jest punktem zwrotnym w całym filmie. Bo Taki zaczyna wszystko zapominać. Nawet, jakie jest imię Mitsuha, dlaczego nosi plecione przez nią bransoletki ani czego właściwie szuka.
Tak naprawdę głównym sercem anime są emocje. Może to nie jest Uwierz w ducha z Patrickiem Swayze’m, ale osoby o mocno nawodnionych oczach proszone są o zabranie ze sobą chusteczek. Łzawych, ale wcale nienachalnych scen mamy bez liku i w momentach, w których wcale się ich nie spodziewamy. Gdyby nie to, co szarpie tak serce, to film byłby zwyczajnie banalny.
Przy okazji warto jeszcze wyjaśnić czym jest czerwona nić przeznaczenia oraz Mutsubi. Japończycy wierzą, że dwie osoby kochające się zawsze będą ze sobą połączone. To połączenie to symboliczna czerwona nić zawiązana na palcu lewej ręki (małym bądź serdecznym), co oznacza bliskość serca. Nieważny jest rodzaj związku, ani odległość dzieląca dwie kochające się osoby, ani nawet czas. Czerwona nić może tak samo oznaczać miłość między matką a ojcem, bratem i siostrą, czy też dwojgiem przyjaciół lub partnerów. Zawsze znaczy to samo: poznanie i kochanie drugiej osoby. Musubi zaś to węzeł, który łączy wszystko w jedną całość: ludzi i zdarzenia.
Kreska
Nie jest to tak wybitne dzieło jak 5 centymetrów na sekundę, jednak nie można odebrać Kimi no na wa artyzmu. Szczególnie sceny przelatującej komety czy przyrody zapierają dech w piersiach. Nawet drgające w powietrzu drobinki kurzu pokazują jak wielka jest dbałość o detale rysowników.
Podsumowanie
Kimi no na wa stoi na podium z najbardziej utytułowanymi filmami Miyazakiego. To też najbardziej kasowy film japoński ostatnich czasów, szturmujący także kina na zachodzie. Może nie jest to taka historia jak 5 cm na sekundę czy Kanojo to Kanojo no Neko, jednak emocjonalnością je przebija. Choć bywały momenty, gdzie mogłam spokojnie przygotować sobie herbatę, to jednak większość filmu siedziałam z szeroko otwartymi oczyma, by tylko niczego nie przegapić. Warto obejrzeć, bez dwóch zdań.
Na szybko:
Film, który albo przepłaczesz, albo oderwać wzroku od niego nie możesz. Piękny, emocjonalny, choć o tematyce oklepanej jakich mało, ale opowiedziany w taki sposób, że chce się go oglądać.
Moni zdaniem:
Fabuła: 9/10
Kreska: 9/10
Bohaterowie: 9/10