Mój nowojorski maraton – komiks także dla niebiegaczy

Mój nowojorski maraton – komiks także dla niebiegaczy

27 września 2019 1 przez Monika Kilijańska

Czemu ludzie biegają? Bo chcą schudnąć, żyć zdrowo, poprawić kondycję. Czasem zwyczajnie są zabiegani, innym razem chcą podczas truchtu zapomnieć o codzienności lub coś przemyśleć w ruchu. Wreszcie by doładować się endorfinami. Sébastien Samson przebiegł nowojorski maraton, by go… narysować. Zrobił to, bo oto mamy komiks Mój nowojorski maraton!

Bohaterowie

Sébastien Samson to typowy francuski rysownik: lubi wino i rysowanie. Nigdy nie należał do atletów czy wyczynowców, a już konkretnie jego ewentualną karierę sportową zaprzepaścił pewien lekarz, który na progu dorosłości rysownika znalazł u niego astmę, tachykardię, ekstrasystolię – wszystko, co dyskwalifikuje go do biegania. A może wcale nie? Może wystarczy tylko trochę pobiegać po klifach Longes-Sur-Mer w Normandii, tak powiedzmy co niedzielę, by wystartować w najbardziej znanym maratonie świata w Nowym Jorku? Nawet taki amator jak Sébastien wie, że nie do końca. Tym bardziej wiedzą znajomi, którzy planują wziąć udział w maratonie. Kiedy Sébastien wpada na pomysł wystartowania z nimi nie dają mu wiary i traktują pomysł za dobry żart. Na szczęście ma po swojej stronie zapaloną biegaczkę, swoją żonę, która nie tylko służy radą i zawsze jest po jego stronie, ale od czasu do czasu np. poleci jakiegoś lekarza, kiedy kolana niedomagają. Może i Sébastien to nie siłacz, nie wyczynowiec, ale jednego nie można mu zarzucić: że jest konsekwentny w spełnianiu swoich obietnic.

Fabuła

Mój nowojorski maraton to opowieść autobiograficzna. Choć treścią jest przygotowanie i odbycie tego ponad 3-kilometrowego biegu, to jednak nie jest to typowy poradnik dla początkującego maratończyka. To raczej obraz walki, jaką stoczył z sobą, własnym zniechęceniem, strachem, słabościami, a czasem zdaniem innych. Sébastien tak jak każdy wracający po wielu latach do sportu doznaje kontuzji, nie ma pojęcia jak często trenować i w jaki sposób, odrobinę wstydzi się biegać w miejscach, gdzie może spotkać innych ludzi. Do tego waha się czy sensownie było zapisywać się na tak ważny bieg, bo jakże on, bez wieloletnich ćwiczeń, zdoła pokonać 42,195 km! Zaczyna niedomagać, więc odwiedza lekarzy i masażystów, zaczytuje się w magazynach branżowych. Wreszcie startuje w pierwszym biegu, by sprawdzić samego siebie, ośmielić. Wreszcie startuje w maratonie i dzięki jego nagraniom z kamery, które później tak świetnie narysował, możemy zobaczyć jak męczący jest bieg, ile radości daje doping zwykłych ludzi, jak można prawie się poddać i znaleźć siły jeśli tylko inni w ciebie wierzą. Pokazuje też, że choć czasem motywacja do uprawiania sportu bywa błaha – on chciał tylko zrobić fajny komiks! – to czasem pozwala złapać bakcyla na lata.

Kreska

Samson zobrazował swoją historię w typowo cartonoowej czarno-białej stylistyce. Naturalistyczne obrazowanie pięknych wybrzeży Normandii czy drapaczy nowojorskich przeplata się tu z surrealistycznymi obrazami męczarni czy edukacyjnymi wstawkami obrazującymi zmiany w ciele, jakie dokonują się podczas treningów. Miłośnicy ponadczasowego serialu animowanego z cyklu Było sobie życie czy animacji Pixara W głowie się nie mieści będą zadowoleni!

Ciekawostka

Zapytałam kogoś, kto się zna na bieganiu, jak zacząć biegać. Co mi powiedział autor bloga zdolnyaleleniwy.pl?

„Idź i biegaj – usłyszałem od znajomej biegaczki, gdy kilka lat temu zapytałem ją jak zacząć przygodę z tym sportem. Wtedy byłem rozczarowany jakością tej porady. Teraz wiem, że to jedyne co można sensownego poradzić. Biegacza od niebiegacza odróżnia tylko jedna rzecz. Ten pierwszy wychodzi z domu i leci przed siebie. Reszta czyli rozpiski treningowe, rodzaje butów, zegarki, medale, apki, te wszystkie żarówiaste i obcisłe ciuchy to detale, o których można długo gadać, ale tak naprawdę są niczym jeśli nie zaczniesz.

To jak wychodzisz czy zostajesz? Nie mawiam, bo to powinien być Twój wybór i Twoja ochota. Jeśli jednak zdecydujesz się wyjść na trening pamiętaj też o jednym. Z bieganiem jest jak z seksem. Już od początku bywa ekscytująco, ale też niezręcznie i krępująco. Żeby czerpać największą radochę potrzeba czasu. Pierwsze razy są ważne, ale też nieco przereklamowane. Zwykle są też trudne, bo człowiek nie przywykł do takiego wysiłku.

Jak wyglądał mój pierwszy raz? Zrobiłem to po ciemku i bardo szybo. Dłużej nie wytrzymałem. Wyrobiłem się w mniej niż kwadrans. Poważnie. Poszedłem biegać po zmroku i już po 300 metrach myślałem, że płuca mi uciekną, a ja padnę z wyczerpania w kałuży. Wytrwałem jakieś 12 minut. Przebiegałem kilkaset metrów, a później szedłem. I tak na przemian. Totalnie nie nadawałem się do tego sportu. Nie wiem czy nadal się nadaję. Pewnie niespecjalnie, ale mam to gdzieś. Od lat wychodzę na kolejne treningi. I każdy następny sprawia mi przyjemność. Pamiętaj o tym jeśli zechcesz zacząć.”

Podsumowanie

Mam dwie cechy podobne do Sébastiena Samsona, autora komiksu Mój nowojorski maraton. Są to upór i wynajdywanie wymówek, by nie biegać. Ale w odróżnieniu ode mnie Sébastien przełamał swoje sportowe lenistwo i stwierdził, że może wystartuje z żoną i przyjaciółmi w maratonie nowojorskim. W sumie czemu nie? Ten świetny komiks jest sumą jego dość trudnych przygotowań do biegu, walki samego z sobą, pięknych krajobrazów, wesołych historii i trudnych chwil podczas maratonu. Taką walkę chce się czytać!


Na szybko:

Biegacze będą zadowoleni z przedstawienia w takiej formie ich ulubionej dziedziny sportu. Jednak czy komiks spodoba się to osobom tak biegającym jak ja, czyli do sklepu po bułki i za autobusem, kiedy zaśpię? Tak, bez dwóch zdań! Tu kwintesencją nie jest samo bieganie, a pokonanie siebie, swoich słabości, nabrania wiary we własne możliwości.

Moni zdaniem:

Fabuła: 7/10
Kreska: 7/10
Bohaterowie: 6/10